Przewodniczący NSZZ Solidarność, Piotr Duda zagroził wyprowadzeniem ludzi na ulicę i wojną z nowym rządem, jeśli ten zniesie obowiązującą ustawę o handlu w niedziele. Gdyby Duda dotrzymał słowa, zorganizowałby jeden z najbardziej absurdalnych protestów od 1989 roku. Ustawa o handlu w niedziele nie tylko nie zrealizowała oczekiwań jej twórców, ale jest ona szkodliwa tak dla konsumentów, jak i pracowników. Trudno pojąć jak związek zawodowy może jej bronić.

Selektywny zakaz handlu w niedziele dotyczy wyłącznie dużych sklepów i galerii handlowych. Zdecydowana większość handlu poza nimi w niedziele działa – stąd nawet w niedziele zwane niehandlowymi ponad 50% sklepów normalnie funkcjonuje. Na dodatek są to akurat te placówki, które najgorzej traktują pracowników. Wiele z nich zatrudnia w ramach umów śmieciowych, płace są bardzo niskie, często łamane są limity czasu pracy. Praca w super i hipermarketach jest ciężka, ale pracownicy są w nich znacznie lepiej traktowani niż w małych placówkach handlowych. Na dodatek w małych placówkach, w tym na stacjach benzynowych, towary są znacznie droższe niż w supermarketach, a wybór produktów jest mniejszy. Promowanie małych sklepów jest więc też niekorzystne dla konsumentów. Trudno pojąć, dlaczego Solidarność uparła się, aby promować najbardziej śmieciowy segment handlu. Zresztą sami autorzy ustawy przewidywali, że dzięki jej obowiązywaniu wzrośnie skala samozatrudnienia.

Na dodatek okazało się, że ustawa nie tylko jest szkodliwa dla dużej części pracowników i konsumentów, ale też oczekiwania jej twórców rozbiegły się z rzeczywistością. Eksperci Solidarności i politycy PiS mówili o umocnieniu drobnego polskiego handlu, tymczasem liczba rodzimych, małych sklepów znacznie spadła. W samym 2022 roku łączna liczba sklepów zmniejszyła się o ponad 5 tys., a trend utrzymuje się od lat. W tym samym czasie wzrosła zaś liczba dyskontów, co trudno uznać za realizację postulatu związkowców Piotra Dudy, by wzmocnić sklepy osiedlowe.

Naszym zdaniem ustawa o handlu w niedziele powinna w całości trafić do kosza. To bubel prawny, który w arbitralny sposób różnicuje podmioty gospodarcze i ma mnóstwo wyjątków. Co gorsza, kilkanaście miesięcy temu, głosami PiS i Lewicy, Sejm przyjął nowelizację przepisów, zgodnie z którą właściciel sklepu może korzystać z nieodpłatnej pracy członków swojej najbliższej rodziny. Zła ustawa stała się jeszcze gorsza.

Dlatego z niepokojem odnotowujemy, że nowy rząd milczy w sprawie wprowadzenia nowych rozwiązań dotyczących pracy w niedziele. Apelujemy o szybkie przeforsowanie zmian zakładających 2,5 razy wyższe wynagrodzenia za każdą pracę w niedziele i święta. Zgodnie z naszą propozycją, wyższe stawki dotyczyłyby całego rynku pracy, a nie tylko handlu. Każdy pracownik za wykonywanie obowiązków służbowych w dni ustawowo wolne od pracy otrzymywałby 2,5 razy wyższe wynagrodzenia, co dotyczyłoby tak umów etatowych, jak i umów zlecenie. Powyższe rozwiązanie dotyczyłoby między innymi handlu, gastronomii, rozrywki, kultury, transportu, ochrony zdrowia czy policji. Każda firma, aby działać w niedziele i święta, musiałaby płacić swojemu pracownikowi 2,5 razy wyższą stawkę niż za pracę w dni powszednie. Jeśli pracodawca nie chciałby płacić więcej, jego firma byłaby w niedzielę czy święto zamknięta. Liczymy, że naszym pomysłem szybko zajmie się Sejm. Jeśli tak się nie stanie, to zgodnie z naszymi deklaracjami jeszcze sprzed wyborów, uruchomimy projekt obywatelski w tej sprawie.