Domagamy się natychmiastowej dymisji prezesa Polskich Linii Lotniczych LOT, Rafała Milczarskiego. To człowiek, który od lat podejmuje działania szkodliwe dla narodowego przewoźnika.
Gdy zaczął się kryzys związany z epidemią koronawirusa, Milczarski obniżył pensje stewardess o połowę, argumentując, że dzięki temu uda się uniknąć zwolnień. W ten sposób zarobki dużej części personelu pokładowego spadły poniżej miesięcznej płacy minimalnej. Na dodatek obniżając wymiar czasu pracy i poziom wynagrodzeń, firma nie dotrzymała procedur formalnych i obecnie w sądach jest ponad 100 pozwów przeciwko PLL LOT (wypowiedzenia zmieniające nie miały podpisu kwalifikowanego).
Następnie, wbrew obietnicom, prezes PLL LOT ogłosił proces zwolnień grupowych. Kryteria zwolnień i wypowiedzeń zmieniających od początku budziły poważne wątpliwości, w tym uderzały w działaczy związkowych, którzy byli karani za wpisy w mediach społecznościowych. Niedawno Urząd Ochrony Danych Osobowych orzekł, że takie działania nie mają podstawy prawnej, co stawia pod znakiem zapytania całą procedurę zwolnień. Między czasie prezes zastraszał działaczki związkowe, wręczając im nagany za krytykę antypracowniczych rozwiązań narodowego przewoźnika.
Za rządów Rafała Milczarskiego w firmie na masową skalę wzrosło niestandardowe zatrudnienie. Obecnie narodowy przewoźnik zatrudnia nowych pilotów i stewardessy wyłącznie w ramach kontraktów business to business. Na dodatek piloci są przyjmowani do pracy przez firmę LOT Crew, która jest niezarejestrowaną agencją zatrudnienia. Wbrew deklaracjom partii rządzącej, firma promuje śmieciowe zatrudnienie i ogranicza liczbę etatów. Ponadto w ostatnich tygodniach wyszło na jaw, że narodowy przewoźnik podpisuje kontakty z węgierskimi pracownikami, również zatrudnionymi w ramach umów niestandardowych.
Wszystkie te patologie mają miejsce w czasie, gdy zarząd PLL LOT otrzymuje olbrzymie honoraria, a w samym 2020 roku koszty jego funkcjonowania wyniosły aż 3,2 mln zł. Biorąc pod uwagę wynagrodzenia władz spółki, trudno więc dostrzec kryzys. Od początku epidemii koronawirusa PLL LOT otrzymał też blisko 3 mld zł wsparcia publicznego. Spółka odmawia odpowiedzi, na co zostały przeznaczone te środki, a niedawno prezes Milczarski ogłosił, że skala pomocy jest niewystarczająca.
Niedawno wyszły na jaw kolejne fakty obciążające Milczarskiego. Okazało się, że prezes PLL LOT przelał pięciu politykom Prawa i Sprawiedliwości po 5555,55 zł. Działo się to tuż przed ponownym wyborem Milczarskiego na prezesa, a jednym z obdarowanych był premier, Mateusz Morawiecki, który sprawował wtedy bezpośredni nadzór nad narodowym przewoźnikiem. Trudno znaleźć na świecie kraj, w którym takie praktyki byłyby tolerowane.
Wreszcie, kilka dni temu wyszła na jaw korespondencja między wysokimi urzędnikami publicznymi odnośnie strajku w PLL LOT. Brał w niej udział również premier, Mateusz Morawiecki. Całość rozmowy pokazuje brak wizji, wiedzy i kompetencji osób, które po stronie rządowej próbowały rozwiązać problem u narodowego przewoźnika, ale działalność prezesa Milczarskiego świetnie podsumowuje sam Morawiecki. W jego piśmie z 25 października 2018 roku czytamy: „To wygląda fatalnie: niestabilny emocjonalnie prezes łamie wszystkie zasady prawa pracy i zwalnia dyscyplinarnie strajkujących w obronie zwolnionej wcześniej szefowej związku. Ludzie na zimnie koczują pod budynkiem. Samoloty latają z obsadami niezgodnymi z przepisami”. Trudno się nie zgodzić z premierem, tylko niestety wciąż nie wyciągnął wniosków ze swoich słów.
Dlatego apelujemy o naprawienie błędu. Rafał Milczarski wciąż łamie zasady prawa pracy i niczego się nie nauczył od 2018 roku. Najwyższy czas na jego dymisję.
Najnowsze komentarze