Na czym polega praca polskich opiekunek w Niemczech? Kim się zajmujecie i jakie obowiązki wykonujecie?

Praca opiekuna polega na zajmowaniu się i wsparciu niemieckich seniorów i seniorek, którzy zdecydowali się pozostać w wieku swojej starości w domu. Ponieważ często są to osoby po wypadku w domu, po operacji oraz osoby, u których rodzina i lekarz stwierdzają zaburzenia przestrzenno-czasowe (początek demencji), wymagają one wsparcia i pomocy przy czynnościach życiowych, jak np. chodzenie, ubieranie i rozbieranie się, kąpiele, higiena ciała, przyjmowanie leków, przygotowywanie posiłków, często przyjmowanie posiłków, chodzenie czy przejazdy na wizyty u lekarza, pranie, prasowanie, robienie zakupów i czynności czasu wolnego: czytanie, oglądanie telewizji, spacery. Opiekunka wspiera ich lub wykonuje za nich czynności(gotowanie, pranie), których sami już wykonać nie mogą lub mają z tym trudności i przebywa tam przez cały czas zlecenia. Na miejsce zlecenia opiekunki muszą dojechać (średnio ok. 1 tys. km) i po zleceniu wrócić do Polski. Praca, często po podróży w nocy, zaczyna się natychmiast po wejściu opiekunki do domu seniora czy seniorki. Z reguły koszty i organizację podróży przejmuje firma zatrudniająca.

W jaki sposób jesteście rekrutowane do pracy? Z kim rozmawiacie?

Rekrutowanie odbywa się głównie za pomocą ogłoszeń zamieszczanych przez agencje opieki na portalach internetowych. Pierwszym kontaktem jest koordynator lub inna osoba z działu rekrutacji danej firmy opieki. Najlepszym jednak sposobem jest wiadomość od znajomej i polecone miejsce pracy (np. na zastępstwa).

Jakie są zarobki polskich opiekunek w Niemczech? Jak się one mają do niemieckich zarobków?

Zarobki zależą głównie od znajomości języka niemieckiego. Osoby bez znajomości języka (często są to osoby podejmujące zastępstwa za inne opiekunki) zarabiają ok. 900 euro netto, osoby ze słabym niemieckim – 1000–1100 euro. Osoby z bardzo dobrą znajomością języka zarabiają od 1500 do 1650 euro, zdarzają się też wyższe stawki. Przedział pomiędzy najwyższymi grupami stawek to osoby z komunikatywnym i dobrym językiem niemieckim. Niemiecki opiekun pracujący w 8-godzinnym rytmie pracy (cały etat) zarabia od 1700 euro netto, bez nadgodzin. Dorabia nadgodzinami, przez co wynagrodzenie się zwiększa. Od dwóch lat rząd niemiecki planuje podwyższenie tych stawek po to, aby przyciągnąć młode osoby do wykonywanie pracy w tej branży. Polskie agencje opieki nie proponują podwyżek, jedynie bonusy za dni świąteczne (150–250 euro). Poza tym przy porównaniu stawki trzeba wziąć pod uwagę, że polska opiekunka pracuje w rytmie 24-godzinnym, tzn. obecnie 40 godzin w tygodniu, czyli 160 godzin miesięcznie, ale pozostaje ona w domu podopiecznej czy podopiecznego i jest zawsze do dyspozycji.

Jaki macie rodzaj umowy? Kto was formalnie zatrudnia i wypłaca wam pieniądze? Jaką część środków otrzymujecie z kwoty płaconej przez osobę, którą się opiekujecie?

Odkąd istnieje ta branża, stosowane są dla opiekunek umowy cywilno-prawne, czyli tzw. śmieciowe. Zatrudnienie odbywa się przez agencję pracy w opiece – ta staje się naszym pracodawcą i wypłaca pieniądze na konto. Podopieczny lub jego rodzina płaci pieniądze partnerowi polskiej agencji, czyli agencji niemieckiej. Rodzina dostaje od agencji rachunek i część za usługę opieki polskiej opiekunki płaci jej niemiecka kasa chorych. Tak więc niemiecka rodzina ma wsparcie finansowe. Czyli jeśli zapłaci agencji niemieckiej np. 3200 euro brutto, to Agencja polska może dostać z tej kwoty 2800 euro. Do kieszeni opiekunki przechodzi 1400 euro (dobra znajomość języka niemieckiego), a reszta jest dla polskiej agencji, z czego ta odprowadza podatek, składkę na ZUS np. 200 euro (w dobrym przypadku), a reszta, czyli ok. 1000 euro, to czysty zysk agencji. Trzeba sobie wyobrazić, że agencje długo działające na rynku mogą obsadzić zlecenia polskimi opiekunkami w liczbie minimum 10 dziennie. Miesięczny zysk polskich agencji łatwo jest wtedy policzyć. Wypłata wynagrodzenia opiekunce ma miejsce do 15. kolejnego miesiąca. Większość agencji ma taki termin. Ze współpracy z dwiema polskimi agencjami zrezygnowałam ze względu na to drażniące ustalenie. Obecna firma wypłaca mi pieniądze do 5. dnia kolejnego miesiąca. Nie ma żadnego konkretnego powodu, nawet jeśli będzie się nim zasłaniać polska firma opiekuńcza, aby opiekunka otrzymywała wynagrodzenie za swoją ciężką pracę o 10 dni później niż normalnie! Ponieważ rodzina niemiecka dostaje rachunek za usługę opiekunki 31. lub 1. dnia miesiąca, przelewa pieniądze na konto partnera niemieckiego w ciągu jednego dnia. Przelew idzie jeden dzień i potem na konto polskie też 1–2 dni. Opiekunka powinna mieć przelane wynagrodzenie do 5. dnia miesiąca kolejnego! Taki zapis mają firmy szwajcarskie czynne w branży opieki. Zdarzają się bardzo nieliczne firmy polskie, gdzie 5-dniowy termin wypłaty jest już zachowany. A więc można! Narzuca się więc pytanie: dlaczego polskie agencje opóźniają wypłacanie pieniędzy opiekunkom? Co dzieje się z pieniędzmi przez 10 dni? Wśród opiekunek istnieje przypuszczenie, że firmy opiekuńcze stawiają w wyniku tych opóźnień w transferze nowe filie. Polecam dziennikarzom i PIP sprawdzenie tego faktu.

Czy umowy, które podpisujecie, są przestrzegane? Jak np. wygląda sytuacja z odpłatnością za nadgodziny?

Umowy sporządzone są tak, że wszystko wydaje się być zgodne z prawem. Problem polega na tym, że w rzeczywistości i w praktyce ustalenia te nie mają znaczenia, ponieważ nie istnieje żadna kontrola zgodności tych ustaleń z prawem. I tak np. podstawowy zapis o czasie pracy opiewa na 40 godzin tygodniowo, tj. 5 dni x 8 godzin = 40 godzin, ale w praktyce nikt nie daje 2 dni wolnych w opiece 24-godzinnej. Jeśli przyjmiemy, że rodzina podopiecznego zgodzi się na pół dnia wolnej niedzieli, to wtedy rachunek wyglądałby następująco: 7 dni x 5,70 godziny. Przy takiej liczbie godzin pracy dziennie nie jest się w stanie wykonać wszystkich czynności. Zwróćmy uwagę, że podopieczni to starsze osoby i żyją dużo wolniej, więc każda czynność trwa u nich dłużej. W praktyce realny czas pracy wynosi: 7 dni x 8 godzin = 56 godzin, co daje miesięcznie 224 godziny, czyli czas o 64 godziny dłuższy niż przewidziany umową. Za te 64 godziny agencja nie płaci dodatkowych pieniędzy! Nie ma żadnej premii procentowej, np. 20% dodatku za przepracowane nadgodziny w niedziele. W paragrafie drugim mojej umowy jest wyraźny zapis, że czas pracy nie może przekroczyć 160 godzin miesięcznie. Z uwagi na charakter wykonywanej pracy pozostały czas opiekunki ma dla siebie, ale wymagana jest zwiększona dyspozycyjność. Jeżeli czas wykonywania usług będzie odbiegał od ustaleń umowy, opiekunka powinna zawiadomić agencję czy pracodawcę i strony mają znaleźć satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie. Zapis ten jest absurdalny, ponieważ polskie agencje przedstawiają opiekunkę jako pomoc 24-godzinną, i nigdy nie zdarzyło się, aby agencja zadała sobie trud wyjaśnienia czasu pracy i działania na korzyść opiekunki, by zmniejszyć wymiar godzin i dostosować do ustalonego umową. Agencje polskie wiedzą, że wtedy straciłyby rodziny, które płacą pieniądze za opiekę. Jest to rażące wykorzystanie, ponieważ opiekun niemiecki ze służb ambulatoryjnych (zewnętrznych) liczy nadgodziny, które są płatne, podobnie płatne są nadgodziny opiekunek polskich pracujących w Szwajcarii.

Jakie macie gwarancje wypłaty wynagrodzenia? Co się dzieje, gdy np. nagle niemiecka rodzina, dla której pracujecie, rezygnuje z waszych usług? Jakie macie okresy wypowiedzenia?

Gwarancją wypłaty wynagrodzenia jest umowa, ale w momencie uchylenia się wypłacenia zarobku za usługę opieki pozostaje sąd cywilny lub inne organy. Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, aby pracodawca nie wypłacił mi pieniędzy za pracę. Prawdopodobnie, biorąc pod uwagę zasłyszane historie innych pań pracujących w opiece, mam wiele szczęścia. W przypadku rezygnacji z naszych usług przez rodzinę niemiecką, zachowany jest tylko trzydniowy okres wypowiedzenia. Jednak powody zwolnienia opiekunki z miejsca zlecenia powinny być konkretnie takie, jak w zapisie umowy: złe traktowanie podopiecznego, alkohol w miejscu pracy, samowolne porzucenie miejsca zlecenia, kradzież, niewłaściwe wykonywanie obowiązków oraz, co najważniejsze i najbardziej moim zdaniem brutalne, pogorszenie się stanu zdrowia opiekunki przez okres powyżej 3 dni. To oznacza, że opiekunka może pozostawać w domu seniora czy seniorki do 3 dni, np. zaziębiona, a jeśli choroba postępuje, musi – z gorączką i innymi symptomami choroby – spakować się i przejechać ze zlecenia do domu (ok. 1 tys. km) do Polski. Gdy zwolnienie następuje z powodu przestępstw i naruszenia umowy, jest mowa o zwolnieniu karnym. Partner niemiecki podpisuje odrębną umowę z rodziną podopiecznego i w tej umowie jest jeszcze dodatkowy powód zwolnienia: indywidualne cechy osobowościowe, czyli brak tzw. chemii pomiędzy podopiecznym i osobą sprawującą opiekę. Ten powód jest bardzo bolesny, sama go doświadczyłam, ponieważ jest traktowany na równi ze zwolnieniem karnym! Opiekunka nie może się w takiej sytuacji obronić, agencja polska również jej nie broni, argumentując, że taka sytuacja może zaistnieć i żadna ze stron nie ponosi za to winy. Taki zapis widnieje w umowie partnera niemieckiego z rodziną niemiecką. W takim przypadku stwierdza się, że po prostu współpraca nie funkcjonuje! Jest to bardzo przebiegły argument, ponieważ opiekunka ma do czynienia często z osobami z zaburzeniami psychicznymi i taka osoba podlegająca zmianom nastroju o każdej porze dnia i nocy może nagle odczuć, że opiekunka jej się nie podoba, nie rozumie jej itd. Jest to narażanie opiekunek na potężny stres. Opiekunka do końca nie ma gwarancji, czy nie wydarzy się coś, co przerwie jej zatrudnienie w miejscu zlecenia. Pewność uzyskałaby tylko wtedy, gdyby w umowie agencji polskiej z partnerem niemieckim istniał zapis o wypłacie całkowitej należności za usługę opiekunki do ustalonego terminu wykonywania zlecenia, bez względu na odmowę rodziny. W ten sposób opiekunka zyskałaby bezpieczeństwo pracy, pracowałaby w pewnych warunkach i nie drżałaby o przyszłość.

Sama pani pracowała jako opiekunka. Jak pani ocenia swoje doświadczenia na niemieckim rynku opiekuńczym?

Pracuję jako opiekunka od trzech lat, ostatnie trzy miesiące w Szwajcarii i chcę tam pozostać, ponieważ umowy szwajcarskie dla opiekunek są w głównych punktach, dotyczących czasu pracy, wydatków na wyżywienie, płatności za nadgodziny, obowiązkowego dnia wolnego, konkretnie określone. Ale moje doświadczenia na rynku niemieckim są dość dobre. Z racji tego, że 16 lat mieszkałam w Niemczech i poznałam mentalność Niemców, jest mi łatwiej szybko znaleźć z nimi bezpośredni, sympatyczny kontakt i czuć się jak w domu. Do tej pory miałam kilka zleceń, głównie u seniorek, współpracowałam z dwiema firmami opieki, obecny mój pracodawca to trzecia firma polska. Aplikowałam też do służby ambulatoryjnej w Hamburgu i zostałam przyjęta tam w sierpniu 2019 r. ze względu na znajomość języka i doświadczenie, ale w ostatnim momencie zrezygnowałam, ponieważ otrzymałam propozycję zlecenia w Zurychu. W Niemczech opiekowałam się głównie starszymi kobietami w miastach takich jak: Berlin, Duisburg, Bonn, Moers. Najpiękniejszym moim doświadczeniem była opieka na starszą panią Anneliese z Moers z rodziny lekarzy. Ta wspaniała kobieta przyjęła mnie życzliwe do rodziny i przyjemnością dla mnie było zajmowanie się nią przez ponad rok. Praca na rynku niemieckim nie jest jednak dla mnie w pełni satysfakcjonująca ze względu na formę umów proponowanych przez polskie agencje opieki. Jest to praca w dużej niepewności. Polskie agencje opieki mogłyby proponować Niemcom o wiele wyższą jakość usług, gdyby dbały o swoich pracowników.

Do kogo się pani zwróciła o pomoc? Kto jest adresatem roszczeń polskich opiekunek, gdy ich prawa są łamane?

W ciągu mojej trzyletniej pracy z seniorami w Niemczech doświadczyłam jednej bardzo bolesnej sytuacji wypowiedzenia mi umowy-zlecenia. Było to w Gelsenkirchen w maju 2019 r. Jest to bardzo smutna historia, bo polska agencja, dla której już długo pracowałam – Medipe Pflege PL Sp. z o.o. z siedzibą we Wrocławiu, znała moje usługi opiekuńcze, poparte bardzo dobrymi referencjami rodzin, a mimo to nie zrobiła nic, aby mnie na tym zleceniu utrzymać lub aby mnie obronić. Firma Medipe zgodziła się na decyzję rodziny z Gelsenkirchen, podyktowaną niezadowoleniem swojej matki z postępującą demencją, by przerwać moją pracę w jej domu. Wykonywałam jak najlepiej swoje obowiązki, starałam się utrzymać z seniorką dobrą i przyjazną relację. Rodzina była zachwycona moją znajomością języka niemieckiego i planowaliśmy już terminy kolejnych przyjazdów. Sytuacja diametralnie się zmieniła i pojawiło się niezadowolenie w momencie, gdy poprosiłam rodzinę o dzień wolny i przedstawiłam listę z moim czasem pracy (obowiązek wprowadzenia takich list został w Niemczech zatwierdzony wyrokiem EUGH z dnia 04.05.19). Godziło to w wyobrażenie rodziny, że: „przyjechała świetna opiekunka z bardzo dobrym niemieckim, nie pali, nie pije, dobrze wykonuje obowiązki, nie stwarza problemów, prowadzi samochód itp. i może być cały czas dla naszej mamy”. Przedstawiając listę czasu pracy, dałam do zrozumienia, że nie jestem niewolnikiem, potrzebuję też dla siebie czasu wolnego, który był zresztą w mojej umowie. Poprosiłam mojego pracodawcę o pomoc, przekazano mi, że przyjedzie na miejsce niemiecki koordynator, aby rozwiązać problem. Rozmawialiśmy wspólnie wszyscy: moja podopieczna, jej córka, ja i koordynator. Córka osoby, którą się opiekowałam, powiedziała, że w jej umowie z firmą niemiecką nie ma zapisu tygodniowej i miesięcznej liczby godzin pracy opiekunki, nie widziała też zapisu o wolnym dniu lub popołudniu w weekend i stwierdziła, że jeszcze żadna opiekunka nie robiła sobie tak długiej przerwy, jak ja (1,5 godziny dziennie). W rezultacie długiej, trudnej rozmowy córka zaakceptowała mój plan godzin pracy. Niemiecki koordynator też nic nie wiedział o 40 godzinach czasu pracy w tygodniu dla opiekunki lub udawał, że nie wie! Przerwanie mojej pracy nastąpiło kilka dni później z podaniem powodu, że: „mama nie życzy sobie, abyś u niej była”. Rzeczywistym powodem było jednak to, że seniorka nie godziła się na mój czas wolny. Ósmego maja wbiegł rano do mojego pokoju syn seniorki i przekazał, że mam dwie godziny na spakowanie. Zawiadomiłam firmę Medipe, powiedziano mi, że będę przewieziona do hotelu i tam mogę czekać na kolejne zlecenie lub wrócić do Polski. Wtedy poszłam na policję w Gelsenkirchen, aby zgłosić ten przypadek. Powiedziano mi, że ponieważ mam umowę z firmą polską, do niej należy obrona mnie. Zadzwoniłam do mojej (ówczesnej, już nie obecnej) firmy Medipe i z poczuciem zagrożenia i będąc w szoku, powiedziałam, że za te pieniądze które na mnie zarabiają (ok. 1200 euro), mogliby przynajmniej stanąć w mojej obronie. Zażądałam odszkodowania od rodziny. Syn seniorki, który powiedział mi, że „należy jak najszybciej oczyścić sytuację”, przewiózł mnie do hotelu, gdzie zaczekałam na kolejne zlecenie od firmy. Dostałam od Medipe pismo, w którym przedstawiali swoje stanowisko w zaistniałej sytuacji. Firma przekonywała mnie w tym piśmie: „umowa podpisana przez panią nie jest umową o pracę, wobec tego nie stosują się do niej regulacje kodeksu pracy w zakresie zachowywania okresów wypowiedzenia” oraz „zakończenie usługi u seniorki nie należy utożsamiać z wypowiedzeniem czy zwolnieniem”, a także „zwracamy uwagę, że w tym przypadku chodzi o osobę starszą i cierpiąca na zaburzenia psychiczne”. Firma nie zauważyła jednak, że decyzji o zwolnieniu nie podjęła osoba, którą się opiekowałam, a jej dwóch synów i córka, których władze umysłowe były bez zarzutu. W opozycji do tych sprytnych i stawiających firmę Medipe Pflege PL w absolutnej bierności i bezpiecznej pozycji oświadczeń stały moje emocje: zszokowanie bezwzględną postawą rodziny, strach, wewnętrzny ból, żal i smutek. Ale się nie poddałam. Na zbliżające się załamanie zastosowałam „terapię zajęciową”, czyli przyjęłam kolejne zlecenie. Chcę dodać, że wiele opiekunek doświadcza podobnych, poniżających sytuacji, zupełnie przez nie niezawinionych. Nie każda z tych kobiet jest w stanie szybko poradzić sobie z depresją po takim przypadku. W 2019 r. było kilka przypadków śmierci opiekunki w miejscu wykonywania zlecenia, wiele opiekunek zażywa leki przeciwdepresyjne. Uruchomienie przez niektóre firmy stanowiska psychologa świadczy o nasilających się symptomach niestabilnego życia i pracy w poczuciu zagrożenia. Następnym adresem, pod który przekazałam moją sprawę, byli adwokaci z Kielc i Warszawy. Kilka kancelarii odrzuciło moją sprawę z wytłumaczeniem, że zdarzenie miało miejsce na terenie Niemiec, więc tam powinno się toczyć postępowanie. Napisałam do Departamentu Legalności Zatrudnienia w Głównym Inspektoracie Pracy oraz do jego niemieckiego urzędowego „kolegi” – Generalzolldirektion Direktion VII Finanzkontrolle Schweizarbeit w Kolonii. Główny Inspektorat Pracy w Warszawie odpisał mi m.in.: „Sytuacja osób wykonujących pracę opiekunów osób starszych za granicą, kierowanych do pracy głównie na teren Niemiec, już od wielu lat stanowi przedmiot kontroli PIP. Współpraca z niemieckimi instytucjami kontrolnymi w tym zakresie napotyka jednak na szereg barier, do których należą: ograniczona możliwość przeprowadzania kontroli w domach prywatnych (wymaga zgody sądu) oraz fakt, iż niemieckie regulacje ustanowione dla branży opieki nie mają zastosowania do osób świadczących pracę w systemie całodobowym. Jednym z warunków zastosowania minimalnej stawki i wynagrodzenia dla branży opieki stanowi wykonywanie przez określoną część czasu pracy (obecnie przynajmniej przez 25% ustalonego czasu pracy) określonych czynności z zakresu opieki nad chorym (np. mycie, kąpiel, przygotowywanie posiłków, pomoc w poruszaniu się). Nie zalicza się do tego pomocy w gospodarstwie domowym”. PIP wskazał też, że: „istnieje konieczność wprowadzenia odrębnych uregulowań, które określałyby standardy świadczenia tego typu usług przez wyselekcjonowane podmioty, spełniające określone w ustawie wymagania, zapewniające bezpieczeństwo osobom kierowanym do pracy za granicę”. Generalzolldirektion Direktion VII Finanzkontrolle Schweizarbeit w Kolonii stwierdził, że z braku dowodów nie mogą mi pomóc. Napisałam też do Federalnego Zarządu DGB „Uczciwa mobilność” (Faire Mobilität), służącego do egzekwowania stosownych płac i uczciwych warunków pracy dla pracowników ze środkowo-wschodnioeuropejskich państw UE na niemieckim rynku pracy. Mimo dużego zainteresowania moją sprawą stwierdzono, że przebieg sprawy sądowej z powództwa cywilnego o odszkodowanie za poniesione szkody będzie bardzo trudny, długi i prawie nie do wygrania, ze względu na nikłe dowody. W lutym bieżącego roku otrzymałam ponownie pismo od Generalzolldirektion Direktion VII Finanzkontrolle Schweizarbeit w Kolonii z prośbą o przedstawienie pełnego materiału dowodowego ze zlecenia z Gelsenkirchen. Większość z tych dokumentów dotyczy umowy z firmą opiekuńczą, formularza A1, dowodów przelewu wynagrodzenia itp. Obecnie czekam na odpowiedź i dalsze prowadzenie mojej sprawy. Chcę dodać, że z racji mojego długiego pobytu w Niemczech, płynnej znajomości języka niemieckiego, częściowej znajomość ustaw i sprawnego poruszania się po prawnych stronach niemieckich w internecie jestem w stanie dobrze skierować dany przypadek do odpowiednich instytucji, choć to nie przesądza o udanych rezultatach. Są natomiast opiekunki, które nie znają dobrze języka, nie mają adresów odpowiednich instytucji, otrzymywana pensja nie wystarcza im na założenie sprawy przez adwokatów w Niemczech. To wszystko sprawia, że nie mogą skutecznie bronić swoich praw. Pisma w sprawie nadużyć do niemieckich instytucji muszą być również dobrze sprecyzowane, inaczej nikt się sprawą nie zainteresuje. Polskie opiekunki mają bardzo ograniczone możliwości walki o swoje prawa. Często te kobiety po ciężkiej pracy wracają do domu i muszą same zadbać o swoje zdrowie. Nie starcza im czasu na pisanie pism, rozpatrywanie odpowiedzi, kopiowanie dokumentów. Muszą pracować dalej. Nie ma żadnego obrońcy ich praw z prawdziwego zdarzenia. Dlatego istnieje paląca potrzeba nagłośnienia tego problemu przez prasę, radio, telewizję. Pod koniec lutego udzieliłam wywiadu na temat niesprawiedliwości, przekroczeń prawnych i nadużyć w tej branży, którą potocznie nazywa się „niewolnictwem XXI wieku”, w telewizji TVN w Warszawie raz ARD – stacji radia niemieckiego oraz Deutsche Welle, oddział w Warszawie. Mam nadzieję, że dzięki nagłośnieniu patologii wiele dotkniętych niesprawiedliwością opiekunek polskich odzyska dawno już utraconą nadzieję na poprawę warunków pracy w opiece i stosowną ochronę.

Jakie pani zdaniem należy wdrożyć zmiany na rynku usług opiekuńczych, aby prawa opiekunek były w większym stopniu chronione?

Przede wszystkim konieczne jest przekształcenie umów cywilno-prawnych, czyli tzw. „śmieciowych”, w umowy o pracę. W umowach powinny być zapisy o czasie pracy, czasie wolnym, czasie próbnym, wynagrodzeniu za czas wolny, dniach świątecznych oraz feriach i urlopach, wypłacie za dni choroby, rozsądnym, zgodnym z prawem czasie wypowiedzenia. Dodatkowo konieczne byłoby zastopowanie zwolnień przez rodziny niemieckie, poprzez obowiązek wypłaty wynagrodzenia dla opiekunki do końca zlecenia, chociaż opiekunka już nie pracuje na zleceniu, lub wprowadzenie roszczenia o odszkodowanie za przerwanie pracy, niezawinione przez opiekunkę. Dyskusyjny jest punkt w umowach polskich agencji o karach za opuszczenie miejsca pracy. W ten sposób niektóre polskie firmy kompensują swoje starty i obciążają opiekunki, które np. na miejscu zlecenia spostrzegły, że informacje przekazane im przez firmę nie są zgodne z rzeczywistym stanem podopiecznej. Wtedy obciążanie opiekunki za wyjechanie z miejsca zlecenia jest bezprawne. Uważam też, że powinno się powołać urząd prawników i adwokatów dla tej branży, którzy reprezentowaliby i prowadziliby sprawy sądowe opiekunek. No i oczywiście silny związek pracowniczy, który proponowałby korzystne projekty w branży opieki. Zauważmy, że biznes firm opiekuńczych kwitnie, poszkodowaną stroną są panie z opieki, których prawa w dalszym ciągu nie są przestrzegane.

Wywiad ukazał się w “Magazynie Dialogu Społecznego Fakty”.