Wywiad ukazał się w magazynie biznesowo-gospodarczym „Rynek inwestycji” (nr 22/2019).
Agnieszka Żądło: Nie ja pierwsza, ale zapytam. Co panu nie odpowiadało w OPZZ?
Piotr Szumlewicz: OPZZ to kolos na glinianych nogach. Duża, ale skostniała i leniwa centrala związkowa wpisana od lat w sieci układów z pracodawcami i środowiskami władzy. OPZZ w większym stopniu dba o interesy swoich liderów niż o interesy ludzi pracy.
Działając w OPZZ, przez dłuższy czas wierzyłem, że uda się zdynamizować centralę poprzez działania oddolne i zainicjowanie zmian wewnętrznych. Niestety, gdy zostałem wybrany przewodniczącym Rady OPZZ województwa mazowieckiego, władze centralne podjęły wobec mnie szereg wrogich działań, kontestując moje zaangażowanie na rzecz pracowników. Kierownictwo OPZZ bardzo nieprzychylnie odebrało moją aktywność w PLL LOT, gdzie walczyłem u boku strajkujących pilotów i stewardess. Niechęć centrali wzbudziło też moje wsparcie na rzecz pracowników Państwowych Portów Lotniczych.
Innym zarzewiem konfliktu była kwestia finansów. Od wielu lat jestem zwolennikiem jawności płac i transparentności finansów organizacji zaufania publicznego, w tym związków zawodowych. Będąc członkiem rady OPZZ, pytałem o szczegóły wydatków i przychodów, co spotkało się z wrogą reakcją kierownictwa. Przykładem patologii w tym obszarze była odmowa przez prezydium OPZZ nawet drobnego wsparcia finansowego dla stewardess strajkujących w PLL LOT przy jednoczesnym przeznaczeniu 140 tys. zł na dwa samochody służbowe dla członków kierownictwa OPZZ. Związki powinny być dla ludzi pracy, a nie dla swoich liderów.
Istotnym problemem strukturalnym OPZZ, podobnie zresztą jak i Solidarności czy Forum Związków Zawodowych, jest fakt, że centrale są finansowane przede wszystkim nie ze składek członkowskich, tylko ze środków publicznych i funduszy europejskich. Dzięki tym pieniądzom mogłyby być realizowane ciekawe, propracownicze projekty, jednak w praktyce te środki uzależniają centrale od władz politycznych i sprawiają, że biurokraci związkowi alienują się od świata pracy.
Tryb odwoływania mnie z OPZZ był również przejawem patologii. Najpierw usunięto mnie ze zrzeszonej w OPZZ organizacji związkowej Konfederacja Pracy nawet bez odniesienia się do statutu związku, a z funkcji przewodniczącego struktur mazowieckich odwołały mnie władze centralne OPZZ bez pytania o zdanie związkowców działających na Mazowszu, którzy wybrali mnie na stanowisko.
Krytycznie ocenia pan OPZZ, Solidarność. Dlatego powołał pan nową organizację – Związek Zawodowy Związkowa Alternatywa. Jednak istnieje wiele mniejszych związków zawodowych. Czy to za mało, aby walczyć o prawa pracowników w Polsce? Po co powoływać kolejny związek? Czy nie lepiej konsolidować obecne organizacje?
Ruch związkowy w Polsce znajduje się w głębokim kryzysie. Jest zamknięty, skostniały, wpisany w szereg układów, nietransparentny finansowo. Związkowa Alternatywa powstała, aby zmienić oblicze ruchu związkowego w Polsce. Będziemy nowoczesną, dynamiczną, transparentną finansowo organizacją, w której wszystkie zrzeszone związki będą się nawzajem wspierać. Chcemy dotrzeć między innymi do tych zawodów i zakładów pracy, w których dotychczas związki nie działały – do pracowników ochrony, gastronomii czy handlu. Szczególną wagę będziemy też przywiązywać do branż związanych z usługami kluczowymi dla całego społeczeństwa – służby zdrowia, szkolnictwa, opieki społecznej, wymiaru sprawiedliwości czy poczty. Podniesienie jakości usług publicznych, w tym poprawa sytuacji pracowników sfery budżetowej i samorządowej, będzie dla nas ważnym wyzwaniem.
Nasza formuła jest w pełni otwarta, to znaczy możemy przyjmować tak osoby fizyczne, jak i istniejące związki zawodowe, możemy też zakładać nowe organizacje związkowe jako nasze jednostki organizacyjne. Chcemy pomagać tak pracownikom etatowym, jak i dążyć do upodmiotowienia i poprawy warunków pracy pracowników mających umowy cywilno-prawne czy będących na przymusowym samozatrudnieniu. Będziemy też poruszać wiele tematów, które dotychczas rzadko pojawiały się w polskim ruchu związkowym. Dużą wagę przywiązujemy między innymi do walki z wszelkimi formami mobbingu i dyskryminacji, będziemy walczyć o wyższe płace za każdą pracę w niedziele i święta, będziemy walczyć o wprowadzenie ustawowych odsetek wysokości 0,5 proc. dziennie za niepłacenie wynagrodzeń na czas, będziemy walczyć o rozpowszechnienie umów etatowych i ograniczenie śmieciowego zatrudnienia.
A dlaczego zatrudnianie pracowników na umowę o pracę jest tak ważne?
Z niedawnego badania Manpower Group wynika, że aż 70 proc. Polaków i Polek preferuje pracę na pełen etat, a 11 proc. deklaruje, że chciałoby pracować na pół etatu. Tylko 7 proc. wolałaby pracować na kontrakcie. Zdecydowana większość z nas woli więc pracować etatowo, pomimo głosu wielu komentatorów i ekspertów, że inne formy zatrudnienia mają wiele zalet. Dlaczego tak się dzieje? Z tej prostej przyczyny, że etat gwarantuje nam wiele istotnych praw. Przede wszystkim zapewnia nam znacznie większą stabilność zatrudnienia niż umowy cywilno-prawne – nie musimy bać się o przyszłość, możemy planować najbliższe miesiące, a niekiedy i lata. Etat daje nam też prawo do urlopu – w ramach umów cywilno-prawnych otrzymujemy wynagrodzenie wyłącznie za wykonaną pracę i pracodawcę nie interesuje nasza potrzeba odpoczynku czy spędzenia czasu z bliskimi. Mając etat, otrzymujemy wynagrodzenie, gdy jesteśmy na zwolnieniu lekarskim. Gdy pracujemy w ramach umowy niestandardowej, zazwyczaj choroba oznacza utratę dochodu, co w praktyce oznacza, że często chorzy pracownicy przychodzą do pracy, zarażając innych pracowników, a zarazem gorzej wykonując swoje obowiązki.
Pracowników etatowych w znacznie większym stopniu obowiązują też przepisy BHP – chociażby pracodawca ma obowiązek przestrzegania limitów czasu pracy. Zbyt długa praca w służbie zdrowia, górnictwie czy budownictwie może być niebezpieczna tak dla zdrowia i życia pracowników, jak i odbiorców usług. Pamiętajmy o tym, że w Polsce wciąż jest dużo więcej ofiar wypadków przy pracy niż w rozwiniętych krajach zachodnich. Praca etatowa ostatecznie jest więc korzystniejsza dla wszystkich – dla pracowników, konsumentów i pracodawców.
Czemu nie pozostawiać woli pracownika, czy chce zatrudnić się na umowie o pracę? Jakie jest ryzyko w tej sytuacji?
Zgodnie z artykułem 22 Kodeksu pracy, gdy jest określone miejsce pracy, czas pracy i podległość służbowa pracownika wobec pracodawcy, musi być umowa o pracę niezależnie od woli stron. Nie ma tutaj dowolności, a tysiące umów cywilno-prawnych w ochronie, handlu czy gastronomii to po prostu przejaw bezprawia, które panuje w wielu zakładach pracy. Postulat swobody zawierania umów to fikcja, ponieważ pracodawca zawsze jest stroną uprzywilejowaną i pracownik nie ma wyboru zawarcia umowy. Ale przede wszystkim prawa należy przestrzegać. W sytuacji, gdy są spełnione kodeksowe warunki umowy o pracę, nie powinno być możliwości podpisywania umów niestandardowych, które często ograniczają bezpieczeństwo pracy i pozbawiają pracownika prawa do urlopu wypoczynkowego czy chorobowego.
Jak często zdarza się, że umowa o dzieło czy zlecenie powinna być umową o pracę? Są jakieś statystyki na ten temat albo przynajmniej przypuszczenia?
Co roku Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadza kontrolę w tym zakresie i z jej danych wynika, że kilkanaście procent umów cywilno-prawnych powinno być etatami. W 2017 roku inspektorzy pracy przeprowadzili około 18 tysięcy kontroli przestrzegania art. 22 zakazującego zastępowania umowy o pracę umową cywilnoprawną, a w I półroczu 2018 roku takich kontroli było przeszło 7 tysięcy. Nieprawidłowości w zakresie stosowania umów cywilnoprawnych stwierdzono w 13 proc. kontroli przeprowadzonych w 2017 roku i w 12 proc. kontroli przeprowadzonych w I półroczu 2018 roku. Natomiast warto pamiętać, że kontrole PIP obejmują niewielką część rynku pracy. Rzeczywista skala patologii może być jeszcze większa.
Czy umowy „śmieciowe”, które wiele osób zapragnęło mieć w imię wmówionej swobody i elastyczności, to jeden z większych sukcesów propagandy kapitalistycznej?
Sukcesem propagandy kapitalistycznej jest przede wszystkim przyzwolenie na bezprawie, które ma miejsce w tysiącach zakładów pracy i brak instrumentów prawnych, które by to bezprawie ograniczało. Przykładowo Państwowa Inspekcja Pracy od lat apeluje, aby jej inspektorzy mogli z automatu zamieniać śmieciówki na etaty. Również kary za narzucenie śmieciówek w sytuacji, gdy powinny być etaty, są śmiesznie niskie.
Jakie są inne grzechy kapitalizmu, którymi pana zdaniem daliśmy się omamić?
Myślę, że największym grzechem kapitalizmu, który niestety uchodzi za coś normalnego, są gigantyczne nierówności płacowe i majątkowe. To skandal, że jedni ludzie zarabiają miliony, a inni mają problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb. Warto podkreślić, że pomimo świetnej koniunktury, w 2018 roku radykalnie wzrosło w Polsce skrajne ubóstwo – poniżej minimum egzystencji żyje już ponad 2 mln Polaków i Polek. W tym samym czasie majątek najbogatszych Polaków błyskawicznie rośnie. To bulwersujący dowód niesprawiedliwości polskiej wersji kapitalizmu.
Związkowa Alternatywa będzie dążyć do ograniczenia nierówności społecznych tak poprzez nacisk na zwiększenie progresji podatkowej, jak też poprzez starania na rzecz ograniczenia nierówności płac w obrębie poszczególnych firm. Naszym zdaniem warto na przykład podjąć prace legislacyjne nad określeniem dopuszczalnego limitu nierówności w obrębie każdego przedsiębiorstwa.
Trudno zaakceptować fakt, że w wielu firmach pracodawca zarabia 100 razy więcej od pracowników. Inną patologią, z którą będziemy walczyć, są też duże różnice wynagrodzeń między pracownikami na tych samych stanowiskach, o tym samym stażu pracy. W Polsce olbrzymie nierówności między osobami o tym samym zakresie obowiązków występują nawet w instytucjach publicznych.
Rynek pracy stał się bardzo dynamiczny. Mimo że w wielu branżach – górniczej czy nauczycielskiej – pracownicy są w jednej firmie czy instytucji 20 czy 30 lat, to przeważnie ludzie dużo częściej zmieniają miejsce zatrudnienia. Czy w tym systemie idea związków zawodowych w ogóle ma sens? Może one były przypisane do XX-wiecznego modelu organizacji, a dziś w epoce tak zwanej nowej klasy kreatywnej już to się nie sprawdza?
Obecnie związki zawodowe są jeszcze bardziej potrzebne niż kiedyś, właśnie dlatego że rynek pracy jest bardziej dynamiczny, przez co trudniej pracownikom się zorganizować. W Polsce największe centrale związkowe nie zmieniły się od ponad 30 lat – dlatego działają one prawie wyłącznie w spółkach skarbu państwa, instytucjach państwowych i części dużych zakładów prywatnych. W ponad 90 proc. firm ich nie ma, co sprawia, że w małych zakładach pracy wyzysk jest najgorszy, a prawa pracownicze są najczęściej łamane.
W związku z tym zachodzi potrzeba nowych form organizacji i protestu, a przede wszystkim zmian legislacyjnych, które pozwolą na poprawę warunków pracy w całej gospodarce, a nie tylko dużych zakładach pracy, gdzie zazwyczaj sytuacja pracowników wygląda lepiej niż w mikroprzedsiębiorstwach. Myślę, że kluczowym rozwiązaniem powinny być tutaj branżowe układy zbiorowe, które są podstawą stosunków pracy w krajach zachodnich. Przedstawiciele związków zawodowych i pracodawców powinni negocjować zasady płacy, czasu pracy, różnego rodzaju dodatków dla całych branż. Oczywiście minimalne standardy pracy określa Kodeks pracy. Sądzę też, że powinny być znacznie zwiększone uprawnienia związków zawodowych.
Postuluje pan, by związkowcy otrzymali uprawnienia inspektorów PIP. Jakie uprawnienia by im wtedy przysługiwały? Jakie korzyści wynikałyby z tego dla pracowników?
Chcemy zmienić wizerunek związków zawodowych w Polsce i sprawić, aby były one rzeczywistymi reprezentantami świata pracy. Dlatego uważamy, że związki zawodowe powinny mieć większą odpowiedzialność, ale zarazem większe możliwości działania. Badania CBOS od lat pokazują, że respondenci nie wierzą w skuteczność działania związków zawodowych, a zarazem uważają, że związkowcy powinni mieć większe uprawnienia. Przyznanie etatowym działaczom związkowym uprawnień inspektorów PIP byłoby krokiem właśnie w tym kierunku. Dzięki temu związki sprawowałyby bezpośredni nadzór nad przestrzeganiem praw pracowniczych, mogłyby nakładać mandaty na nieuczciwych pracodawców i szybko kierować sprawy pracownicze do sądu. Związki miałyby zatem znacznie silniejszą pozycję niż dotychczas, ale też o wiele więcej obowiązków. To byłaby dobra zmiana dla pracowników, a zarazem wielka szansa na poprawę wizerunku związków zawodowych.
Czego by pan życzył związkowcom w 100. rocznicę prawnego usankcjonowania związków zawodowych?
Związki zawodowe są ważną częścią każdego demokratycznego społeczeństwa państwa. Dlatego całemu polskiemu społeczeństwu życzę silnych, zdeterminowanych, konsekwentnych, odważnych i skutecznych związków zawodowych. Oby udało nam się przeforsować prawdziwie dobrą zmianę na polskim rynku pracy. Godnych płac, bardziej stabilnego zatrudnienia, bezpieczeństwa w pracy, większego wpływu na warunki pracy na poziomie firm, branż i całego państwa. Wszystkim Polakom i Polkom życzę związkowej alternatywy.
Tutaj całość numeru: https://rynekinwestycji.pl/wp-content/uploads/2019/09/ri-22.pdf
Najnowsze komentarze