Autor jest członkiem zarządu zrzeszonego w Związkowej Alternatywie Związku Zawodowego Muzyków RP

Nie ma drugiej takiej profesji, która wymaga kształcenia od wczesnego dzieciństwa – no chyba tylko sportowiec musi uczyć się zawodu od najwcześniejszych lat swojego życia. Jest jednak różnica – sportowiec wie, że swą profesjonalną karierę skończy w okolicach trzydziestki – muzyk uczy się zawodu na całe życie. Ktoś powie – muzyk ma lepiej. Popatrzmy na to jednak z drugiej strony – sportowiec wie, że bycie profesjonalnym sportowcem to tylko krótki fragment jego życia. Ci zapobiegliwi przygotowują się zatem od razu do przyszłej zmiany zawodu. Muzyk wchodzi w życie z nadzieją, że w zawodzie dotrwa do emerytury.

Tymczasem wbrew obiegowym opiniom zawód muzyka wskutek globalnych zmian dystrybucji muzyki oraz niekorzystnym rozwiązaniom prawnym w Polsce z roku na rok coraz bardziej staje się kosztownym hobby niż zawodem pozwalającym na godziwe życie czy nawet podstawowe utrzymanie. Branża muzyczna z roku na rok się rozwija, jednakże paradoksem jest fakt, że to nie muzycy są beneficjentami wzrostu.

Trendów światowych nie zmienimy. Muzyk, który nagrywa i wydaje, musi pogodzić się np. z tym, że jego twórczość dostępna jest właściwie za darmo. Zdominowanie rynku odsłuchowego muzyki przez platformy streamingowe zachwiało dotychczasowym systemem przepływów pieniędzy w branży muzycznej, likwidując jedne z kluczowych elementów tego systemu, jakim była sprzedaż płyt. W erze CD wszystko było jasne – płyta kosztowała średnio 40 złotych, z czego około 10 złotych trafiało do artystów. Płyty, nawet te niszowe, sprzedawały się w liczbie kilku tysięcy egzemplarzy, więc ich twórcy zarabiali. Owszem – za streaming się płaci, ale opłata wynosi mniej niż koszt jednej płyty CD, a daje dostęp do całej muzyki świata. Nie zmienia to jednak faktu, że aby nagrać muzykę, trzeba posiadać albo swoje domowe studio, albo zapłacić za nagrania w studiu. Koszty nagrania wielokrotnie przekraczają wpływy, których muzyk – nawet ten bardzo popularny – może oczekiwać ze sprzedaży swoich nagrań. Co więcej, dziś chcąc za pośrednictwem wydawcy wprowadzić na rynek tradycyjny nośnik CD lub winyl, to muzyk bardzo często sam musi pokryć koszty ich produkcji. Tradycyjna płyta stała się bowiem nie produktem, ale swego rodzaju portfolio artysty, które ma doprowadzić do jego koncertów. Opłata za studio, za wydanie płyt to jednak nie jedyne koszty uprawiania zawodu muzyka. Nie zapominajmy także o tym, że każdy instrumentalista musi mieć swój warsztat pracy, czyli instrument. W zależności od rodzaju instrumentu, koszty tychże liczone są w dziesiątkach, a nawet w setkach tysięcy złotych.

Muzyka to część kultury narodowej. Większość cywilizowanych krajów dba o swoją kulturę, wspomagając edukację swoich społeczeństw, ale także stwarzając jak najlepsze warunki uprawiania zawodu dla artystów. Z wielkim smutkiem trzeba zauważyć, że w Polsce od lat – niezależnie od tego, kto sprawuje władzę – artyści pozostawieni są sami sobie. Jest nawet gorzej – władze konsekwentnie utrudniają im pracę, wprowadzając szkodliwe dla branży regulacje prawne albo unikając implementacji do polskiego systemu prawnego korzystnych przepisów europejskich. W ciągu ostatnich kilkunastu lat polska branża muzyczna dostała kilka poważnych ciosów jak ograniczenie możliwości korzystania z wprowadzonego jeszcze przez Józefa Piłsudskiego prawa do 50% kosztów uzyskania przychodu, połączone z praktyką ostatnich lat kwestionowania przez ZUS zasadności stosowania umów o dzieło, ovatowanie usług, jakim jest wykonywania koncertów, czy brak aktualizacji listy urządzeń, od których pobierana jest opłata reprograficzna.

Ta ostatnia kwestia uchodzi za najbardziej kontrowersyjną, bowiem narusza interesy potężnych koncertów – producentów i importerów elektroniki, którzy na walkę ze środowiskiem muzyków, na ich czarny PR przeznaczają potężne środki. Efektem m.in. tych działań jest powszechne przeświadczenie, że muzycy to celebryci, obiboki opływający w luksusy, którzy pomimo swego bogactwa, chcą nałożenia „podatku od smartfona”. Tymczasem prawda jest inna. Lobbyści działający na rzecz producentów i importerów przedstawiają nieprawdziwe dane, którymi straszą Polaków. W kieszeniach potentatów zostaje co roku przynajmniej 300 mln złotych – zamiast trafiać do twórców polskiej kultury. Zgodnie z art. 20 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, płatnikami opłaty reprograficznej są producenci oraz importerzy urządzeń określonych ustawą i rozporządzeniem Ministra. Nawet jeśli producenci dodaliby koszt opłaty reprograficznej do sprzedawanych urządzeń (co notabene nie zostało zaobserwowane w żadnym z 27 krajów europejskich, w których ta opłata jest pobierana), to wzrost kosztów np. smartfona mieściłby się w kwocie kilku złotych. To nie jest chyba kwota znacząca, zwłaszcza w sytuacji, w której dzięki współczesnym urządzeniom elektronicznym cała muzyka świata jest dostępna właściwie za darmo. Gdy muzyk bez środków do życia, bo wszyscy mogą za darmo korzystać z jego pracy, ukradnie chleb – zostanie złodziejem. Z jakiegoś względu rządzący uznali, że darmowy dostęp do muzyki jest ważniejszy niż dostęp do podstawowych produktów koniecznych do przeżycia – jak chleb, czy dach nad głową, za które trzeba rynkowo płacić. Rządzący zapowiedzieli, że dadzą muzykom rekompensaty w postaci opłaty reprograficznej. Zawarliśmy umowę społeczną, ale w praktyce jest to tylko jałmużna płacona od kaset magnetofonowych (cały czas są na liście tzw. czystych nośników w przeciwieństwie to tabletów czy telefonów komórkowych), a pieniądze należne muzykom szerokim strumieniem płyną do potentatów rynku.

Kultura to nie tylko dobro narodowe, to nie tylko niezbędny dla większości ludzi „produkt”, z którym obcują właściwie codziennie. Kultura to również ważny sektor narodowej gospodarki, w którym funkcjonuje – usiłując zarobić na swoje utrzymanie – kilkadziesiąt tysięcy obywateli naszego kraju. Trzeba skonstatować także, że sektor kultury jest najbardziej podatny na wszelkie zawirowania. Ostatnie dwa lata to seria nieszczęść, które bezpośrednio uderzyły w osoby uprawiające zawód muzyka.

Epidemia wiązała się z całkowitym lockdownem branży. Wbrew przekazom medialnym, muzyk freelancer (a takich w Polsce jest znacznie więcej niż tych zatrudnionych na etatach) nie otrzymał od państwa polskiego żadnej pomocy. Wiele osób oburzyły miliony złotych, które Ministerstwo Kultury skierowało na pomoc dla branży muzycznej, ale dotarła ona przede wszystkim do przedsiębiorców. Owszem, wśród nich byli znani muzycy, ale pomoc ta nie objęła najbardziej poszkodowanych – niewidocznych dla systemu muzyków żyjących z grania w klubach, restauracjach, imprezach plenerowych – tych, którzy nie są nigdzie zatrudnieni i nie mają swoich firm.

Wybuch wojny na Ukrainie znów na kilka miesięcy sparaliżował branżę. Organizowano koncerty – ale one w większości były charytatywne, wstrzymano na jakiś czas organizację koncertów finansowanych z budżetów samorządowych, w wielu salach koncertowych zorganizowano pomocowe huby. Branża odbiła w wakacje. Po niemal dwóch latach ograniczeń, wreszcie można było w miarę normalnie funkcjonować, choć oczywiście normalność wróciła głównie do artystów popularnych. Najbliższe miesiące malują się jednak dla branży ponownie w ciemnych barwach. Galopująca inflacja, monstrualne ceny energii (koncerty niestety wiążą się z dużym zużyciem prądu), niepewność co do domknięcia budżetów samorządowych już dziś skutkują wstrzymaniem wielu programów kulturalnych. Tak to już jest, że w trudnych czasach wszyscy myślą najpierw o potrzebach podstawowych, rozrywkę odkładając na lepsze czasy.

Jak zatem przetrwać w zawodzie muzyka, nie będąc zatrudnionym na etacie? Jak związać koniec z końcem? Odpowiedź na te pytania jest niezwykle trudna. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej jesienią 2021 roku przez Związek Zawodowy Muzyków RP, tylko około 40% muzyków zawodowych utrzymuje się wyłącznie z muzyki. Skutkiem epidemicznych lockdownów około 10% uprawiających ten zawód było zmuszonych do przebranżowienia się. Poważnym problemem jest także brak możliwości ubezpieczenia się, ponieważ tylko około 20% muzyków zdecydowało się na założenie działalności gospodarczej. Muzyków freelancerów nie stać na płacenie składek do ZUS.

Wnioski na przyszłość są smutne. Zawód muzyka to dziś dla wielu ambitnych artystów kosztowne hobby. Oczywiście nikt ich nie zmusza do tego, aby to hobby uprawiali. Czy jednak możemy pozwolić sobie na takie myślenie? Naród bez kultury nie ma przyszłości – to wyświechtane zdanie, ale dziś warto do niego wrócić.